Więcej spłacam niż zarabiam

Witam,

Jak wszyscy z różnych powodów wpadłem w błędne koło pożyczek. Jest pożyczka hipoteczna, są ze trzy gotówkowe, limity w kartach + salda debetowe oczywiście.
W sumie jak policzyłem ponad 300tys.
I w porządku, sam sobie jestem winien, będę musiał kiedyś spłacić wszystkie zobowiązania i nie uciekam od tego.

Na konto dostaję 4 tysiące netto. Banki zabierają mi czy to w ratach czy spłatach kart jakieś 6 tysięcy. Muszę też normalnie płacić czynsz, rachunki etc.

Posiadam mieszkanie obciążona hipoteka pod jeden z kredytów oraz samochód (stary samochód i małe mieszkanie jeśli o to chodzi więc sprzedanie np auta niewiele zmieni).

Jakimś cudem udawało mi się dorobić, sprzedać coś i łatałem od miesięcy te brakujące około 2 tysiące do pensji. Teraz niestety nie udaje mi się znaleźć dodatkowej pracy dzięki której mógłbym się spłacać. Jestem wrakiem, nie mam siły już dalej tego ciągnąć. Nie potrafię już w ten sposób dalej żyć. Jestem koszmarnie zmęczony i wykończony psychicznie... Nie mówię że mam depresję (choć może i mam) - staram się jakoś trzymać. Ale jestem już pod ścianą. Już nie wiem co robić.

Na dzień dzisiejszy raty są płacone, zalegam za miesiąc z czynszem oraz ubezpieczeniem zdrowotnym (jako 1osobowa działalność) od pół roku chyba. Jestem zatrudniony w korpo na czas nie określony, działalność prywatna nie przynosi dochodów. Jeden bank obniżył mi chyba ratę o jakieś 300zł na moją prośbę. Drugi powiedział żebym się wypchał bo zmniejszenie raty wg nich nic nie zmieni (rata 1600 czy 800 to dla nich bez znaczenia, dla mnie ogromna - dorobić 800 a 1600 to jest kolosalna różnica). Za tydzień będę musiał znowu skądś wytrzasnąć pieniądze.

Nie ma dziś żadnych wezwań do zapłaty, od komornika etc.

Nie mam pojęcia co na tym etapie mogę zrobić... Czuję się beznadziejnie i nie mam pomysłów już jak sobie z tym poradzić... Jeśli ktoś może wskazać jakąś drogę, będę wdzięczny...